IMPRESJA WIOSENNA

„COŚ ŁASKOCZE GO W POLICZEK,
PROMYK SŁOŃCA – ZŁOTA STRZAŁKA
SZPARĄ ZASŁON SIĘ PRZEDZIERA
NICZYM PRZYJACIELSKI PRZTYCZEK.
STAJE W OKNIE – SZKŁA PRZECIERA
A TAM WIOSNA JAK CHOLERA”

Ten cytat znanego polskiego poety pozwolę sobie użyć jako wprowadzenie do dalej następujących rozważań o fenomenie pór roku – a dokładniej o jednej z nich – wiośnie. Do refleksji pchnęło mnie objawienie się właśnie, po długim wyczekiwaniu, tak długim, że niektórzy tracili już nadzieję, kolejnej w cyklu rocznym pory.
Ostatnie dekady przyzwyczaiły nas do zim krótkich i niezbyt ekstremalnych – mrozy i śnieżyce nawiedzały naszych zachodnich a także wschodnich sąsiadów, gorzej było nawet w Czechach i Słowacji – z ewentualnym wyłączeniem ściany wschodniej, tradycyjnie doświadczanej przez przeróżne klęski, może poza klęską urodzaju.
Do dobrego łatwo się przyzwyczaić, i mimo narzekań na brak śniegu w górach (narciarze i właściciele wyciągów), nostalgii za słynną Polską Jesienią, która padła ofiarą zmian klimatycznych, skarłowaciała i zszarzałą do tego stopnia, że mówiło się już o bezpośrednim przechodzeniu lata w zimę (ostała się Warszawska Jesień, którą wysłuchaliśmy już 52 raz w zeszłym roku), uznaliśmy, że korzyści przeważają. Wiemy ile kosztuje ogrzewanie, a nawet jak nie wiemy, to wiemy, że coraz więcej; jakich problemów komunikacyjnych przysparza śnieg, jakie szkody w drogach czynią mrozy – można by wymieniać prawie bez końca.
Mędrzec powiada: raz to przypadek, dwa razy to zbieg okoliczności, jednak razy trzy to już seria – przywykliśmy myśleć, że tak będzie zawsze, być może grzesząc w ten sposób grzechem pychy wobec natury, za co musieliśmy zostać ukarani.
Ostatnia zima, którą mam nadzieję właśnie żegnamy, obfitowała w wszystkie te zjawiska atmosferyczne, których się obawiamy – była długa ponad miarę, śnieżna, mroźna, destrukcyjna. Stąd wiosna, ta szczególna pora roku, pora przebudzenia do nowego życia, pora optymizmu i energii, wypatrywana tęsknie każdej zimy, tego roku oczekiwana była szczególnie.
Każda z pór roku jest swoistym kulturowym archetypem, oddziałuje także na nasza biologię i psychikę, determinuje roczny cykl aktywności i samopoczucia – nic więc dziwnego, że przypisujemy im swoiste atrybuty. I tak, lato kojarzy się przede wszystkim z doznaniami pozytywnymi: ciepło słońca, lekkie ubrania (co tak cenią mężczyźni, choć na ogół nie u siebie), okres wakacji i wypoczynku – o męczącym upale w mieście staramy się nie pamiętać. Jesień… to polska specjalność, pastelowe żółcie, piękne zachody słońca, opadające liście ścielące się w alejach, kontemplując przyrodę szykująca się do zimowego snu, – sami wyhamowujemy i popadamy w nostalgię, czemu wyraz dano w bogatej literaturze i ikonografii. Zima to czas letargu, stan przetrwania, chłodu i ciemności, ale także wspaniałego krajobrazu w bieli, czystości i spokoju, zabawy i kuligu z drugiej strony. No i wreszcie wiosna, „wiosna radosna”, okres przebudzenia, głodu działania i doznań, okres powracającej zieleni i barw kwiatów, przebiśniegów, krokusów i innych prymulek – tutaj cykl zaczyna się od nowa.

WRESZCIE NADESZŁA
Ostatnie kilka dni to dramatyczne zapasy wiosny z zimą: chwilowe ocieplenie, lekkie roztopy i znowu śnieżyce i ujemne temperatury, zmagania chyba jednak zwycięstwem wiosny zakończone. Śniegi stopniały i naszym oczom (to ciekawa konstrukcja, w której narządowi wzroku, który jest jedynie biologiczną soczewką, przypisujemy podmiotowość jakąś, od nas samych odrębną a przecież z nami tożsamą…) ukazać się winny pączki wzbierające, źdźbła trawy zieleniejące, chrząszcze chrzęszczące, ptacy radośnie świergoczące.

I na cóż trafia ta fala wzbierających uczuć i ten ogrom oczekiwania, ten pozytywny, całą zimę wstrzymywany, zawieszony w napiętym oczekiwaniu potencjał życiowej energii – na straszliwy „krajobraz po bitwie”, którego przecież spodziewać się winniśmy, bo to krajobraz po bitwie naszej, owej wiosennej wizji przez nas samych wypowiedzianej, choć wciąż jeszcze nie do końca wygranej.
Pole bitwy jest wokół nas czas cały, lecz zimą pod białym całunem było skryte – teraz gdy śniegi stopniały, w pełnej krasie się ukazało. Wszędzie wala się zużyta amunicja, a to różnorodne „małpki” – jakieś żołądkowe, żubrówki, smirnoffy, puszki po piwie wszelkich marek, aczkolwiek z przewagą tych z „mocne” lub „strong” w nazwie, wtórujące im piwne butelki. Także większe kalibry reprezentowane są obficie – „0,5”, „0,75” wódeczki a nawet „1,5” litrowe piwa. Rywalizują – choć bezskutecznie – wszelkiego rodzaju asortymenty plastikowe – cole, fanty, wody mineralne, dumnie barwne i w kształcie wykwintne napoje energetyzujące.
„Po pierwszym nie zagryzam” – ale przecież nie o jednym kieliszku tu mówimy, tak więc oprócz wszelkich po płynach opakowań, do czynienia mamy z innego rodzaju kartaczami: a tu chlebek zgniły malowniczo się wala, ówdzie zgrabna kupa obierek i innego nie spożytego jadła pozostałości. Wszystko to upszczone wszędobylskimi plastikowymi woreczkami, w tym także ekologicznymi, co najlepszego o nich świadectwa nie wystawia.

Prawdopodobnie – jak co roku – bujnie wyrastająca trawa i inna roślinność przysłoni ślady naszej – ciągle jeszcze  – klęski w walce z naturalnym otoczeniem, klęski jednak nie ostatecznej, bo przecież wciąż rośniemy w siłę, każdorazowo większą ilością amunicji dysponujemy. I choć wróg powstaje każdego roku, to za każdym razem trochę osłabiony, nie potrafiący do końca ran wyleczyć, zutylizować rosnącej masy szkła, plastiku, odpadów biologicznych, coraz bardziej w woreczki plastikowe wplątany…

I takie oto refleksje mnie naszły, gdy wyszedłem ma łąkę przed blokiem, tą resztkę nie wybrukowanej przestrzeni, skuszony wiosennym słońcem i pierwszych objawów wiosny, kontemplacji spragniony.
              
          
Tekst: Andrzej Małyszko
Zdjęcia: Katarzyna Małyszko

Post Scriptum
Tak malowniczo i z taką emfazą opisywana łąka znajduje się na skraju dzielnicy mieszkaniowej. W zasięgu kilku kroków ustawione są kosze na śmieci i ogólnie dostępne kontenery…

3 comments

Dodaj komentarz

Możesz użyć HTML:
<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>