Art. 51. Kodeksu Wykroczeń

Art. 51. § 1. Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

Mam mieszkanko w małej spółdzielni, nie wyskoki – trzy piętra – ale dosyć długi budynek w kształcie ceownika (liczna rzesza inżynierów będzie wiedzieć o co chodzi, pozostali mogą sprawdzić na Wiki) odwróconego w lewo, z lewej strony strony inny budynek tej samej wysokości, który domyka przestrzeń tworząc wewnętrzne, prostokątne podwórko.
Budynki mają taką konstrukcję, że mieszkania są na całą ich szerokość, okna wychodzą na obie strony, nasz salon i jedna z sypialni (salon to może trochę na wyrost, biorąc pod uwagę wielkość mieszkania, lepiej powiedzieć: największy pokój i najmniejszy – z trzech) znajdują się właśnie od strony tego podwórza, skądinąd bardzo obszernego, bogato nasadzonego i zadbanego.
Spółdzielnia w całości wygląda nie najgorzej, mieszkańcy dbają o zieleń, większość drzew i krzewów zasadzono z prywatnej inicjatywy.
Rzec by można – mieszka się dobrze, i mimo, że codziennie, od rana do późnego wieczora, widzi się spacerowiczów w rożnym wieku z flaszeczką lub puszką piwa, to poza pozostawianymi systematycznie plastikowymi torbami, owymi – pustymi już – flaszkami i puszkami, nie dochodzi do żadnych „gorszących” incydentów.
Ten sielankowy obraz burzą niestety, powtarzające się z nadejściem weekendu, wybryki lokatorów jednego z mieszkań sąsiedniego, tego zamykającego przestrzeń podwórza, bloku.
Upijają się i puszczają na cały regulator muzykę – i to jaką! Ostatnie kilka razy w kółko leciało Modern Talking, co nawet na cicho nie łatwo wytrzymać…
Specyficzna akustyka podwórka powoduje, że dźwięk się wzmacnia i hałas jest nie do wytrzymania, a libacje potrafią ciągnąć się do rana.
Trwa to już jakiś czas – przy pierwszych incydentach czekałem, aż ktoś z lokatorów tamtego budynku zainterweniuje – jednak ku mojemu zaskoczeniu, nic takiego nie następowało. A budynek trząsł się w posadach, ludzie mają małe dzieci i mieszka tam kilkadziesiąt rodzin. Nie jest możliwe, aby nikomu to nie przeszkadzało, hałas jest taki, że „zbudził by zmarłego”… A pozostali, czyli mój budynek? Jest nas jeszcze więcej a dźwięk równie silny, bo wzmacniany odbiciami od ścian. Także nic. Jedyne rozsądne wytłumaczenie – są zastraszeni. Nie wiem dokładnie, kto wyczynia te ekscesy, ale wydaje się, że młodzi ludzie, a że są agresywni po wypiciu, być może na trzeźwo także, wszyscy wolą udawać, że nic się nie dzieje (jedna z osób powiedziała mi, że lubi muzykę!) i cierpliwie, czy raczej w cierpieniu, przeczekać do rana.
Ja taki cierpliwy nie jestem, hałas działa na mnie bardzo destruktywnie, i po kilku nie przespanych nocach oraz kontestacji, że nikt nic nie zrobi, podjąłem – wydawało mi się właściwe – działania.
Prawo chroni nas przed tego typu wybrykami, Kodeks Wykroczeń zawiera artykuł 51 w brzmieniu cytowanym na wstępie. Nie trzeba być prawnikiem, by uznać, że głośne odtwarzanie muzyki wyczerpuje znamiona tego wykroczenia. W taką wiedzę zaopatrzony, za którymś razem zadzwoniłem na policję.
Zadzwoniłem brzmi fajnie, ale tak fajnie nie jest – to potwierdzić mogą wszyscy, którzy próbowali. Aby zadzwonić, trzeba się dodzwonić. Mamy dwie możliwości, numer ratunkowy 112, na który dzwonimy gdy sprawa dotyczy służb takich jak policja, pogotowie ratunkowe czy straż pożarna, lub bezpośredni alarmowy policji 997.
Zacząłem od europejskiego numeru alarmowego 112 – w końcu trzeba być nowoczesnym – i przyjął mnie miły głos automatycznej centrali. Dzwoniłem z telefonu stacjonarnego i komórkowego z równie żałosnym efektem. Kilkakrotne próby zajęły kilkanaście minut – w końcu się udało. Dyżurny wysłuchał z czym dzwonię i przełączył do właściwej służby – czyli na policję. Tylko, że nic z tego nie wyszło – połączenie nie zostało zrealizowane. Zacząłem więc dzwonić pod numer policji, scenariusz podobny jak dla 112 – kolejne kilkanaście minut, gdy wreszcie udaje się połączyć – oficer dyżurny informuje, że jest to sprawa dla straży miejskiej, i że on przełączyć nie może.
O pewnych historiach mówi się, że zbyt głupie aby były prawdziwe. Tak jest z naszą. Oczywiście do straży dodzwonić się nie mogłem. Numer wziąłem z internetu, ale połączenie było ciągle odrzucane.
Na stronie był także numer komórkowy dla niepełnosprawnych mających trudności z mówieniem – umożliwiał wysyłanie SMS-ów. Zdesperowany użyłem go – i udało się. Wprawdzie dyżurny spytał mnie, czy jestem niepełnosprawny, a gdy zaprzeczyłem chciał się rozłączyć – to udało mi się go przekonać, ze nie mogę dodzwonić się w inny sposób. Wyłuszczyłem sprawę, a on spytał, czy impreza odbywa się na zewnątrz czy wewnątrz budynku – gdy potwierdziłem, że wewnątrz, z ulgą w głosie stwierdził, że to sprawa  dla policji, bo straż miejska nie może interweniować w mieszkaniach!
Zatoczyłem koło i znalazłem się w punkcie wyjścia – a muzyczka waliła na całego.
Nie zrażony niepowodzeniami i dopingowany straszliwym jazgotem, dzwonię ponownie na policję – tam oficer wysłuchuje skargi, przyznaje że to jednak ich dziedzina, ale zaczyna mnie zniechęcać. Pyta, czy będę świadkiem w sądzie w razie czego, czy te ekscesy mają charakter uporczywy (pytam, jakie to znaczenie – odpowiedź – bo to jest podstawa do interwencji; ripostuję, że w art. 51 o uporczywości nie ma słowa; oficer nie traci rezonu i powiada, że o tym jest w komentarzach; ja nie jestem gorszy i ripostuję – mój kodeks wykroczeń jest bez komentarzy…) i w końcu, wypytawszy o personalia, przyjmuje zgłoszenie – ale przełącza na właściwy dla dzielnicy komisariat. Tam o dziwo, bez większych dyskusji obiecują wysłać patrol, ja się odprężam szczęśliwy, że załatwiłem sprawę. Przedwcześnie! Mijają minuty, kwadranse i godziny – a impreza w najlepsze. W końcu nie wytrzymuję i ponownie dzwonię – w odpowiedzi słyszę, że mają dużo zgłoszeń a interwencja będzie wkrótce. Niedługo potem muzyka ucicha – kolesie chyba już padli, jest prawie rano. Dzwonię ponownie na policję i pytam czy interwencja już nastąpiła – nie. To proszę już nie jechać – informuję i otrzymuję podziękowanie za dobrą nowinę.

Podobny przebieg – w szczególności w części dotyczącej zniechęcania do zgłoszenia – miało kilka kolejnych prób uzyskania interwencji, w końcu chyba któraś się udała, bo wybryki się skończyły. Piszę „chyba”, bo nie zostałem o niczym poinformowany, mimo, że przy zgłoszeniu zawsze muszę podać telefon kontaktowy.

Jednak szczęście ma to do siebie, że nie trwa wiecznie. Imprezy zaczęły odbywać się ponownie, tym razem chyba jednak w sąsiedniej klatce (co za zbieg okoliczności, że takie typy zamieszkały obok siebie) i znów nie było ze strony lokatorów żadnej reakcji.
Musiałem zareagować, nie tyle z obywatelskiego obowiązku, co z powodu histerycznej wręcz reakcji na głośne, agresywne hałasy, mądrzejszy o poprzednie doświadczenia, zadzwoniłem od razu na właściwy komisariat. Jak zawsze wypytany o personalia oraz zachęcony pytaniem czy wystąpię przed sądem – obiecano interwencję. Teraz już nie czekałem godzin – ponownie zadzwoniłem po 45 minutach – i udało im się mnie zaskoczyć! Nic nie wiedzą o moim zgłoszeniu! Nie ma po nim ani śladu! Wręcz są zdziwieni, bo ponoć oni nie dysponują patrolami i należy zgłaszać na ogólny numer alarmowy! Ale idą mi na rękę- procedura startuje od nowa i czas także od nowa się liczy…
Daję sobie, policji oraz imprezowiczom kolejne trzy kwadranse – oczywiście pada na mnie. Dzwonię, patrol w drodze. O godzinie drugiej w nocy balanga się kończy. Wierzę, że na skutek interwencji, ale wiara niczym nie poparta i szybko – w następny weekend- boleśnie zweryfikowana. Kolejna impreza, kolejne telefony na policję, teraz coraz bardziej kąśliwe, ale kąśliwość nie ma adresata, bo dyżurni się zmieniają i nikt mnie nie pamięta. Impreza kończy się po północy, czy wskutek interwencji – okaże się następnego tygodnia.
I wreszcie nadchodzi weekend. Już jestem zestresowany, już planuję bardziej radykalne przedsięwzięcia, dzwonienie co piętnaście minut, zawiadomienie komendy miejskiej o opieszałości służb interwencyjnych… Picie zaczyna się już w sobotę po południu, są wrzaski, przekleństwa a nawet muzyka – ale w miarę cicha, na tyle, że mi nie przeszkadza, doświadczony wcześniejszymi wybrykami nie odczuwam potrzeby działania, tyle można wytrzymać.
Oczywiście nie wyciągam zbyt daleko idących wniosków, teraz czekam do następnego tygodnia…

RESUME (dla tych co nie znają fińskiego – resume, po francusku, oznacza „krótkie streszczenie, podsumowanie” [Kopaliński])
Na chamstwo natkniesz się wszędzie, w pewnych przypadkach narusza to prawo. Nie odpuszczaj – bo wejdą ci na głowę. Z drugiej, strony jeśli myślisz, że służby porządkowe tylko czekają, aby ci pomóc, srogo możesz się zawieść. Trzeba się przygotować na kłopoty z dodzwonieniem i obstrukcję.
Art. 51 KW penalizuje nie tylko zakłócanie ciszy nocnej – to powszechnie popełniany błąd. Mówi o zakłócaniu spokoju czy porządku publicznego w ogóle, zresztą nie tylko hałasem. I nie można dać sobie wmówić, że jest inaczej. Być może policja szkoli się na kodeksach z komentarzem – jednak należy pamiętać, że komentarze nie mają mocy wiążącej!

am. 17.07.2011

3 comments

Odpowiedz na „~Obiektywna opozycjaAnuluj pisanie odpowiedzi

Możesz użyć HTML:
<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>