Turpizm Polski
Turpizm (łac. turpis = brzydki) – w literaturze zabieg polegający na wprowadzeniu do utworu elementów brzydoty w celu wywołania szoku estetycznego. Tendencja występująca w niektórych kierunkach poetyckich 2. połowy XX wieku, której cechą jest antyestetyzm i swoisty kult brzydoty. [Wikipedia]
Pojęcie turpizmu pojawia się w drugiej połowie XX wieku – nie oznacza to jednak, że wcześniej nie było dzieł i twórców, których zaliczylibyśmy do tego kierunku artystycznego. Nie stanowiło to odrębnego nurtu artystycznego – były to raczej realistyczne (mniej lub więcej) przedstawienia brzydoty występującej w życiu społecznym (brzydota chorych, ulicznej prostytucji, żebraków…), a także zjawisk społeczno – kulturowych (brzydota demonów, wiedźm, morskich potworów…). Istniał ogólny kanon – dobro jest ładne, zło brzydkie – to prosta filozofia, wywodząca się z uproszczonego doświadczenia rzeczywistości. Oczywiście praktyka nie do końca była tak jednoznaczna, historia pełna jest pięknych zbrodniarzy i brzydkich altruistów…
Tytuł artykułu jest trochę przewrotny, o turpizmie – kierunku artystycznym – mówić możemy od momentu, gdy został wyartykułowany jako samodzielna forma estetyki; wcześniejsze przedstawienia brzydoty wyglądały jak turpizm, ale z braku zaplecza ideologicznego i intencji – turpizmem nie były.
Stąd odniesienie do Mieszka to jedynie figura retoryczna, mająca podkreślić pewne tezy, które postawimy tutaj później.
Turpizm Polski – czy istnieje coś takiego, a jeśli tak, czy jest na tyle interesującym zjawiskiem, aby się nad nim pochylić?
Do popełnienia niniejszego tekstu skłoniły mnie wieloletnie obserwacje pewnych zachowań społecznych Polaków, które – co dopiero niedawno zrozumiałem – określić możemy, a wręcz musimy Polskim Turpizmem. O ile cytowana definicja koncentruje się na literaturze, to należy uznać ją za zawężającą – nurt ma silną reprezentację w sztukach plastycznych, fotografii a współcześnie powraca w nowych formach artystycznej ekspresji jak performance, instalacja, prowokacja, kreacja…
Turpizm Polski koncentruje się szczególnie na tych ostatnich formach artystycznych, i to od czasów, kiedy słowo performance nie istniało w polskim słowniku sztuki.
Pierwsza, nie świadoma jeszcze powagi tematu refleksja, jaką w tej materii poczyniłem, pochodzi z 2010 roku:
http://gall-blogonim.blog.onet.pl/2010/03/29/impresja-wiosenna/
i zainspirowana potencjałem „fotograficznym” zjawiska, jakim było stopnienie śniegów i odsłonięcie tego, co ukrywało się pod nim.
Minęło kilka lat świadomej już obserwacji, także porównań z innymi nacjami (Niemcy, Czesi, Anglicy, Litwini, Grecy) – z nastaniem kolejnej wiosny uznałem, że przemyślenia i obserwacje powinny zostać wyartykułowane.
Tak więc zdefiniujmy, czymże ów Turpizm Polski jest:
„Nurt artystyczny, niezwykle popularny w Polsce, uprawiany na masowa skalę od lat pięćdziesiątych (wcześniej także obecny, ale nie tak masowy) XX wieku, wciąż dynamicznie się rozwijający – apogeum przypada na przełom XX- XXI wieku. Technikę twórczą można określić jako „reality creating”, to rozwinięcie performance, instalacji czy innych form wychodzących poza ramy obrazu, z galerii i próbujących wniknąć w rzeczywistość widza, który staje się UCZESTNIKIEM. hasłem artystycznym jest klasyczne hasło turpizmu – „brzydkie jest piękne” – traktowane w ekstremalny z jednej strony i jednocześnie zharmonizowany sposób.”
Jakie są więc różnice naszego turpizmu i klasycznego. Po pierwsze to nurt masowy, po drugie spontaniczny, czyli nie wymagający od artysty świadomości iż jego akt twórczy jest aktem twórczym, a w szczególności iż jest turpistyczny, a po trzecie akty twórcze odbywają się każdej chwili, w każdym miejscu, zmieniając otaczający nas świat.
W naszym turpizmie koncentrujemy się na brudzie i śmieciach. Brud jest piękny, śmieci dziełami sztuki. Zaśmiecanie otaczającego nas świata jest jego ozdabianiem. Pewne, wątłe głosy krytyki sugerujące, że ładniej jest gdy czysto, a śmieci trafiają do odpowiednich pojemników a nie na łąkę, do lasu czy skraj drogi, odrzucane są stanowczo i marginalizowane. Jednym słowem, dzięki Turpizmowi Polskiemu, Polska jak długa i szeroka brudem stoi. Ma to także wymiar ekonomiczny, a jak wiemy, wszystko jest ekonomią – nie zapełniając pojemników i kontenerów na śmieci ograniczamy częstotliwość ich wywozu (oszczędność paliwa), zmniejszamy wolumen odpadów (mniejsze wysypiska, mniej do segregacji i recyklingu), niższe zatrudnienie w branży (ludzie mają więcej czasu na odpoczynek i kulturę), a także, angażując w proces utylizacji siły natury, żyjemy z nią harmonijniej.
Wielokrotnie podejmowano próby wyjaśnienia polskiego fenomenu – w ujęciu historycznym, 123 lata zaborów – dziadostwo i brud były formą narodowego protestu i oporu, za realnego socjalizmu nic nie było nasze, więc nie warto było dbać o estetykę itp. W ujęciu antropologicznym to efekt chłopskiej genezy społeczeństwa, ponoć chłop rzucał odpadkami za próg (inwentarz już się tym zajął). Analiza współczesności wskazuje na marginalizującą się rolę rodziny i szkoły w kształtowaniu młodzieży, brak zainteresowania systemowego budowaniem „modelu obywatela” i jego propagowaniem, ogólny upadek wartości, dziadostwo intelektualne w mediach totalnych (może lepiej powiedzieć totalitarnych), zdegenerowany model ekonomiczny, sprowadzający człowieka do roli PRZEDMIOTU wysokokapitałowego obrotu gospodarczego i politycznego. Pewnie to wszystko jest przyczynkiem do poznania zjawiska, i nie ma chyba jednej, kompletnej odpowiedzi.
I już na koniec – ktoś może mi zarzucić, ze opisuję zjawisko znane także gdzie indziej, choćby w Grecji, jako coś specyficznie polskiego… to prawda – Grecja jest brudna – ale czy my chcemy być Grecją?