Blues Brother Day 2007

2018.01.17 – dzisiaj wiadomość, że Zdzisław Smektała nie żyje. To człowiek orkiestra kultury i bohemy wrocławskiej. Twórca festiwalu Blues Brother Day. Tak było w roku 2007.

Blues Brother Day 2005

2018.01.17 – dzisiaj wiadomość, że Zdzisław Smektała nie żyje. To człowiek orkiestra kultury i bohemy wrocławskiej. Twórca festiwalu Blues Brother Day. Tak było w roku 2005.

Blues Brother Day 2004

2018.01.17 – dzisiaj wiadomość, że Zdzisław Smektała nie żyje. To człowiek orkiestra kultury i bohemy wrocławskiej. Twórca festiwalu Blues Brother Day. Tak było w roku 2004.

Walk around the Maślice

Polska Euro 2012 żyje, Wrocław Euro 2012 żyje, Maślice Euro 2012 żyją… ale nie do końca.
Boże Ciało, 07.06.2012r. Korzystając z dobrej pogody wybieramy się na spacer rowerowy na (do?) Maślice, dzielnicy Wrocławia, w której znajduje się nowy stadion na Euro 2012. Cała dzielnica zdominowana jest igrzyskami, już startując trafiamy na „miasteczko kibica” zorganizowany na terenie ośrodka sportowego przy ul. Metalowców. Kryje się za tym znana marka piwa, które (piwo w ogóle) podobnie jak znany słodki napój gazowany, jest synonimem sportowego i zdrowego stylu życia. W końcu sport to emocje, a produkty owe, poprzez alkohol lub, obietnicę jedynie, popularnego alkaloidu (o czym nie wszyscy wiedzą i podlegają byc może synromowi placebo) emocje jeszcze rozbudzają.
Zatrzymujemy się na tylko na chwilę, aby zza płotu udokumentować to dziwaczne obozowisko,





następnie mijamy nowy stadion piłkarski na Maślicach i uwieczniamy słynną dziurę Solorza

i tajemnicze przejście dla pieszych z nikąd do nikąd (oczywiście wiemy, ze to chodzi o kolejny ogródek piwny, zwany strefą kibica)

i już bez przystanku  kierujemy się dalej – gdzie łąki i pola.

Plan zakłada, że dojedziemy do dawnego, obecnie nie czynnego i rekultywoanego, wysypiska śmieci a stamtąd wrócimy inną drogą. Jednak stało się trochę inaczej – do wysypiska nie dojechaliśmy, wróciliśmy tą samą drogą a i tak jesteśmy bardzo zadowoleni.
Najpierw spotkaliśmy pasterza owiec, widok raczej nie codzienny. Twierdzi, że ma lat dziewięćdziesiąt, sam owce hoduje w ilości – teraz – kilkudziesięciu, a było ich pięćset. Do pomocy są dwa wierne psy – w zaganianiu samouki, czego jednak naocznie stwierdzić nie mogliśmy, bo stado poruszało się karnie bez niczyjej pomocy. Nasz rozmówca – nizinny baca – wyjaśnił także, że kask na głowie to nie wymóg BHP, ale śreodek leczniczy na uciążliwe bóle. Chłodząc głowę (a nie jak myślałem, ją ogrzewając) bóle owe uśmierza.
Ale to spotkań po drodze nie koniec, niealeko dalej grupa entuzjastów modelarstwa lotniczego oblatywała swe maszyny. Wywołało to u mnie wspomnienia – sam w wieku szkolnym, za czasów gdy Aeroklub Polski był dofinsowywany (a może w całości finansowany) przez resort obrony, więc działał prężnie i szeroko, a przy tym był dla miośników lotnictwa tani, uczęszczałem do sekcji modelirstwa lotniczego. Zatrzymaliśmy się, aby porozmawiać i zrobić kolejne kilka zdjęć. Czas płynął szybko, i w końcu trzeba było wracać, zmierzonego celu nie osiągnąwszy. Ale cóż warte nieczynne, rekultywowane wysypisko wobec spotkań w drodze z ludźmi ciekawymi…

Turpizm Polski

Turpizm (łac. turpis = brzydki) – w literaturze zabieg polegający na wprowadzeniu do utworu elementów brzydoty w celu wywołania szoku estetycznego. Tendencja występująca w niektórych kierunkach poetyckich 2. połowy XX wieku, której cechą jest antyestetyzm i swoisty kult brzydoty. [Wikipedia]

Pojęcie turpizmu pojawia się w drugiej połowie XX wieku – nie oznacza to jednak, że wcześniej nie było dzieł i twórców, których zaliczylibyśmy do tego kierunku artystycznego. Nie stanowiło to odrębnego nurtu artystycznego – były to raczej realistyczne (mniej lub więcej) przedstawienia brzydoty występującej w życiu społecznym (brzydota chorych, ulicznej prostytucji, żebraków…), a także zjawisk społeczno – kulturowych (brzydota demonów, wiedźm, morskich potworów…). Istniał ogólny kanon – dobro jest ładne, zło brzydkie – to prosta filozofia, wywodząca się z uproszczonego doświadczenia rzeczywistości. Oczywiście praktyka nie do końca była tak jednoznaczna, historia pełna jest pięknych zbrodniarzy i brzydkich altruistów…

Tytuł artykułu jest trochę przewrotny, o turpizmie – kierunku artystycznym – mówić możemy od momentu, gdy został wyartykułowany jako samodzielna forma estetyki; wcześniejsze przedstawienia brzydoty wyglądały jak turpizm, ale z braku zaplecza ideologicznego i intencji – turpizmem nie były.

Stąd odniesienie do Mieszka to jedynie figura retoryczna, mająca podkreślić pewne tezy, które postawimy tutaj później.

Turpizm Polski – czy istnieje coś takiego, a jeśli tak, czy jest na tyle interesującym zjawiskiem, aby się nad nim pochylić?

Do popełnienia niniejszego tekstu skłoniły mnie wieloletnie obserwacje pewnych zachowań społecznych Polaków, które – co dopiero niedawno zrozumiałem – określić możemy, a wręcz musimy Polskim Turpizmem. O ile cytowana definicja koncentruje się na literaturze, to należy uznać ją za zawężającą – nurt ma silną reprezentację w sztukach plastycznych, fotografii a współcześnie powraca w nowych formach artystycznej ekspresji jak performance, instalacja, prowokacja, kreacja…

Turpizm Polski koncentruje się szczególnie na tych ostatnich formach artystycznych, i to od czasów, kiedy słowo performance nie istniało w polskim słowniku sztuki.

Pierwsza, nie świadoma jeszcze powagi tematu refleksja, jaką w tej materii poczyniłem, pochodzi z 2010 roku:

http://gall-blogonim.blog.onet.pl/2010/03/29/impresja-wiosenna/

i zainspirowana potencjałem „fotograficznym” zjawiska, jakim było stopnienie śniegów i odsłonięcie tego, co ukrywało się pod nim.

Minęło kilka lat świadomej już obserwacji, także porównań z innymi nacjami (Niemcy, Czesi, Anglicy, Litwini, Grecy) – z nastaniem kolejnej wiosny uznałem, że przemyślenia i obserwacje powinny zostać wyartykułowane.

Tak więc zdefiniujmy, czymże ów Turpizm Polski jest:

„Nurt artystyczny, niezwykle popularny w Polsce, uprawiany na masowa skalę od lat pięćdziesiątych (wcześniej także obecny, ale nie tak masowy) XX wieku, wciąż dynamicznie się rozwijający – apogeum przypada na przełom XX- XXI wieku. Technikę twórczą można określić jako „reality creating”, to rozwinięcie performance, instalacji czy innych form wychodzących poza ramy obrazu, z galerii i próbujących wniknąć w rzeczywistość widza, który staje się UCZESTNIKIEM. hasłem artystycznym jest klasyczne hasło turpizmu – „brzydkie jest piękne” – traktowane w ekstremalny z jednej strony i jednocześnie zharmonizowany sposób.”

Jakie są więc różnice naszego turpizmu i klasycznego. Po pierwsze to nurt masowy, po drugie spontaniczny, czyli nie wymagający od artysty świadomości iż jego akt twórczy jest aktem twórczym, a w szczególności iż jest turpistyczny, a po trzecie akty twórcze odbywają się każdej chwili, w każdym miejscu, zmieniając otaczający nas świat.

W naszym turpizmie koncentrujemy się na brudzie i śmieciach. Brud jest piękny, śmieci dziełami sztuki. Zaśmiecanie otaczającego nas świata jest jego ozdabianiem. Pewne, wątłe głosy krytyki sugerujące, że ładniej jest gdy czysto, a śmieci trafiają do odpowiednich pojemników a nie na łąkę, do lasu czy skraj drogi, odrzucane są stanowczo i marginalizowane. Jednym słowem, dzięki Turpizmowi Polskiemu, Polska jak długa i szeroka brudem stoi. Ma to także wymiar ekonomiczny, a jak wiemy, wszystko jest ekonomią – nie zapełniając pojemników i kontenerów na śmieci ograniczamy częstotliwość ich wywozu (oszczędność paliwa), zmniejszamy wolumen odpadów (mniejsze wysypiska, mniej do segregacji i recyklingu), niższe zatrudnienie w branży (ludzie mają więcej czasu na odpoczynek i kulturę), a także, angażując w proces utylizacji siły natury, żyjemy z nią harmonijniej.

Wielokrotnie podejmowano próby wyjaśnienia polskiego fenomenu – w ujęciu historycznym, 123 lata zaborów – dziadostwo i brud były formą narodowego protestu i oporu, za realnego socjalizmu nic nie było nasze, więc nie warto było dbać o estetykę itp. W ujęciu antropologicznym to efekt chłopskiej genezy społeczeństwa, ponoć chłop rzucał odpadkami za próg (inwentarz już się tym zajął). Analiza współczesności wskazuje na marginalizującą się rolę rodziny i szkoły w kształtowaniu młodzieży, brak zainteresowania systemowego budowaniem „modelu obywatela” i jego propagowaniem, ogólny upadek wartości, dziadostwo intelektualne w mediach totalnych (może lepiej powiedzieć totalitarnych), zdegenerowany model ekonomiczny, sprowadzający człowieka do roli PRZEDMIOTU wysokokapitałowego obrotu gospodarczego i politycznego. Pewnie to wszystko jest przyczynkiem do poznania zjawiska, i nie ma chyba jednej, kompletnej odpowiedzi.

I już na koniec – ktoś może mi zarzucić, ze opisuję zjawisko znane także gdzie indziej, choćby w Grecji, jako coś specyficznie polskiego… to prawda – Grecja jest brudna – ale czy my chcemy być Grecją?

Unijna dyrektywa wodna

Za GW z 29.09.2016 (internetowe):
„Wrocławskie MPWiK wyliczyło, że jeśli rząd przeforsuje nowelizację ustawy prawo wodne, znacznie wzrosną opłaty za wodę. Mieszkańcy zamiast 4,84 zł za metr sześcienny zapłacą nawet 6 zł. O podwyżkach alarmują też inne samorządy.”

Na ogół jest to komentowane jako kolejny ruch PiS w kierunku pozyskania pieniędzy dla niedomykającego się budżetu. PiS z kolei tłumaczy, że nie chce, ale musi, bo tego żąda Unia Europejska.

Ta wymówka to nie wynalazek PiS – wcześniej powoływały się na wymagania Unii rządy postkomunistów czy PO. Wielokrotnie okazywało się, ze to był jedynie pretekst do dojenia społeczeństwa…

Teraz pewnie jest podobnie, ale wyobrażm sobie jeszcze drugie dno. O ile poprzednie rządy były prounijne, ten jest wyraźnie separatystyczny i wrogi ideom „wspólnego domu”. Dlatego powoływanie się na Unię w przypadku działań nieprzyjaznych społeczeństwu może budować i pogłębiać nastroje przeciwunijne, które w odpowiedniej chwili można będzie zagospodarować.

Ale dlaczego PiS jest antyunijny, jeśli efekty wstąpienia są dramatcznie wręcz korzystne dla Polski? Pewnie dlatego, że Wspólnota daje wprawdzie pieniądze, ale patrzy na ręce – a tego PiS nie lubi i się obawia…

P.S. Przy okazji dyskusji o podwyżkach – zaskakuje mnie, jak mało są one konkretne i oparte na faktach. Może warto zaglądnąć do owej dyrektywy unijnej i sprawdzić, co mówi na prawdę. A raczej z tekstu nie wynika jaka ma być wysokość podwyżek (ani cz w ogóle mają być, za to wynika, że powinno się przeprowadzic rzetelną analizę ekonomiczną, zaangażować w ten proces wszystkich zainteresowanych, uwzględniać uwarunkowania społeczne i konsultować się:

Artykuł 9
Zwrot kosztów za usługi wodne
1. Państwa Członkowskie uwzględniają zasadę zwrotu kosztów usług wodnych, włączając koszty
ekologiczne i materiałowe, uwzględniając analizę ekonomiczną wykonaną zgodnie z załącznikiem III oraz
w szczególności zgodnie z zasadą „zanieczyszczający płaci”.
Do końca 2010 r. Państwa Członkowskie zapewnią, Ŝe:
– polityki opłat za wodę przewidują odpowiednie działania zachęcające uŜytkowników do
wykorzystywania zasobów wodnych efektywnie oraz przyczyniają się do osiągnięcia celów
środowiskowych niniejszej dyrektywy,
– odpowiedni jest wkład róŜnych uŜytkowników wody, podzielonych przynajmniej na przemysł,
gospodarstwa domowe i rolnictwo, do zwrotu kosztów usług wodnych, opartych na analizie
ekonomicznej wykonanej zgodnie z załącznikiem III i przy uwzględnieniu zasady „zanieczyszczający
płaci”.
Państwa Członkowskie mogą w tym przypadku uwzględniać skutki społeczne, ekologiczne i
ekonomiczne zwrotu kosztów, jak równieŜ warunki geograficzne i klimatyczne określonego regionu lub
regionów.
2. Państwa Członkowskie składają w planach gospodarowania wodami w dorzeczach sprawozdanie
o planowanych krokach podjętych dla wdroŜenia ust. 1, które przyczyniać się będą do osiągnięcia celów
środowiskowych niniejszej dyrektywy i o wkładzie uczynionym przez róŜnych uŜytkowników do zwrotu
kosztów usług wodnych.
3. Przepisy niniejszego artykułu nie mogą uniemoŜliwiać finansowania poszczególnych środków
ochronnych i zaradczych podejmowanych dla osiągnięcia celów niniejszej dyrektywy.
4. Państwa Członkowskie nie naruszają niniejszej dyrektywy, jeśli zdecydują się, zgodnie z
ustalonymi praktykami, nie stosować przepisów ust. 1 zdanie drugie, i do tego celu stosownych przepisów
ust. 2, dla danego korzystania z wody, gdzie to nie naraŜa zamiarów i osiągnięcia celów niniejszej
dyrektywy. Państwa Członkowskie składają sprawozdanie z przyczyn niestosowania w pełni ust. 1 zdanie
drugie w planach gospodarowania wodami w dorzeczach.

Artykuł 14
Informowanie społeczeństwa i konsultacje
1. Państwa Członkowskie zachęcają wszystkie zainteresowane strony do aktywnego udziału we
wdraŜaniu niniejszej dyrektywy, w szczególności w opracowywaniu, przeglądzie i uaktualnianiu planów
gospodarowania wodami w dorzeczach. Państwa Członkowskie zapewniają, Ŝe dla kaŜdego obszaru
dorzecza opublikują i udostępnią do zgłaszania uwag społeczeństwu, w tym uŜytkownikom:
a) harmonogram i program prac dla tworzenia planu, w tym oświadczenie o konsultacjach do
przeprowadzenia, co najmniej trzy lata przed rozpoczęciem okresu, do którego plan się odnosi;
b) tymczasowy przegląd istotnych zagadnień gospodarki wodnej określonych dorzeczu, co najmniej
dwa lata przed rozpoczęciem okresu, do którego plan się odnosi;
c) kopie projektu planu gospodarowania wodami w dorzeczu, co najmniej rok przed rozpoczęciem
okresu, którego plan dotyczy.
Na wniosek udostępniane są dokumenty źródłowe i informacje wykorzystane do opracowania
projektu planu gospodarowania wodami w dorzeczu.
2. Państwa Członkowskie przeznaczają co najmniej 6 miesięcy na składanie pisemnych uwag do
tych dokumentów w celu zapewnienia aktywnego udziału i konsultacji.
3. Ustępy 1 i 2 są stosowane jednakowo do uaktualnionych planów gospodarowania wodami w
dorzeczach.

ZAŁĄCZNIK III
ANALIZA EKONOMICZNA
Analiza ekonomiczna zawiera wystarczające informacje o odpowiedniej szczegółowości (uwzględniając
koszty związane z zebraniem odpowiednich danych) w celu:
a) wykonania odpowiednich obliczeń niezbędnych dla uwzględnienia określonej na mocy art. 9 zasady
zwrotu kosztów za usługi wodne, uwzględniając prognozy długoterminowe dotyczące zaopatrzenia
w i zapotrzebowania na wodę w obszarze dorzecza, oraz w miarę potrzeby:
– oszacowania dotyczące wielkości, cen i kosztów związanych z usługami wodnymi, oraz
– oszacowania odpowiednich inwestycji, obejmujące prognozowanie takich inwestycji;
b) dokonania oceny najbardziej efektywnego ekonomicznie połączenia środków w odniesieniu do
korzystania z wód, które będą zawarte w programie środków działania na mocy art. 11, opartego na
oszacowaniach potencjalnych kosztów takich środków.

 

29.09.2016

Walk around the Old Market

Jakiś czas temu pisałem o dbałości władz miasta (Wrocław) o estetykę Starego Rynku i okolic:
http://gall-blogonim.blog.onet.pl/CRU-mozliwosc-roznorodnosci-al,2,ID430513441,DA2011-07-07,n
Plastyk miejski opracował regulamin dla ogródków przy restauracjach, który unifikował kolor i estetykę przykryć ogródków restauracyjnych. Mnie ta idea nie przekonała, wolałbym, aby plastyk miejski zajął się PRAWDZIWYMI problemami z wyglądem miasta. Pomijając bród (walające się puszki i butelki po piwie, po wódce, papiery i worki), fatalny wygląd ulic i chodników (to akurat nie działka plastyka, ale na plastykę miasta rzutuje), zaniedbane elewacje i podwórka, chaos urbanistyczny (Helios, Europeum, parking na Kazimierza Wielkiego), mamy do czynienia ze śmietnikiem nośników reklamowych.
Rok lub dwa temu, po fali protestów, zmieniono przepisy dotyczące możliwości wieszania banerów gigantów na elewacjach budynków. Jak to u nas bywa, miało być lepiej, a wyszło jak zawsze [gorzej]. Mamy do czynienia z eksplozją reklam wielkoformatowych, zakrywających całe lub duże fragmenty budynków. Gigantyczne, krzykliwe, dominują swoje otoczenie, niszcząc dotychczasową kompozycję, perspektywę, klimat architektoniczny. Aby nie było krzyku – „ZYSKI Z REKLAMY ZOSTANĄ PRZEZNACZONE NA REMONT KAMIENICY”. Cel szlachetny, ale środki nieciekawe.
Zdjęcia są efektem krótkiego spaceru kilkoma ulicami w ścisłym centrum Wrocławia (Legnicka, pl. Jana Pawła II, Ruska, Kazimierza Wielkiego, Rynek). Nie był to spacer tendencyjny, po prostu przeszedłem popularnymi ciągami komunikacyjnymi. Oceńcie sami, czy podoba się wam takie miasto.
PS. to tylko mega-banery – mniejsze tablice reklamowe, słupy, wyklejki itp, to oddzielne zagadnienie.































Walk around the tower

Wrocław został tragicznie doświadczony zniszczeniami Drugiej Wojny Światowej. Odbudowa nie była dla komunistycznych władz priorytetem – miasto „niemieckie”, a tu przecież Warszawa… Odbudowa była chaotyczna i niedbale planowana. Zmarnowano unikalną możliwość odbudowy miasta z przyszłościową, z całościową koncepcją. Plac Społeczny, straszne osiedla z wielkiej płyty (gdzie problem nie był tylko w prefabrykacji, ale w niskim standardzie i marności urbanistycznej), degrengolada komunikacyjna – szczególnie w infrastrukturze drogowej. Odcinek ul. Powstańców Śląskich od ul. Piłsudskiego (d. ul. Świerczewskiego) do ul. Wielkiej był gruzowiskiem po obu stronach do lat osiemdziesiątych, kiedy wybudowano po lewej stronie „Galeriowce”, a po prawej Hotel Wrocław i jeden biurowiec. A było to miejsce idealne na budowę dzielnicy biurowej – City z prawdziwego zdarzenia. Szeroka arteria blisko centrum, duże wolne działki po obu stronach – lokalizacja wymarzona, ale nie na wyobraźnię socjalistyczną.
Tak więc w ustrój demokratyczny miasto (nie tylko Wrocław przecież) weszło z balastem – wciąż jeszcze obecnym, szczególnie w śródmieściu – zdewastowanej substancji przedwojennej, i z balastem socjalistycznej urbanistyki powojennej. Niestety ostatnie dwadzieścia lat nie napawają optymizmem.
Zupełnie nie widać jakiejkolwiek koncepcji urbanistycznej, panuje żywioł, przypadkowość, dominują inwestycje biznesowe, substancja komunalna niszczeje (kamienice nie remontowane od wojny, ogrzewane piecami węglowymi, toalety na półpiętrach). Widać, że miasto zachłysnęło się perspektywami biznesowymi, zupełnie nad nimi nie panując, wymiar ogólnospołeczny miasta, decydujący o jakości życia (godziwe komunalne zasoby mieszkaniowe, żłobki, przedszkola, szkoły, parki, place zabaw, komunikacja, drogi, parkingi i tysiące imponderabiliów), gdzieś zupełnie umknął; może dlatego, ze to takie męczące, niewdzięczne, nie oprawione biznesowymi kolacjami, tak długoletnie i takie prymitywne.
W efekcie Wrocław jest przedstawicielem urbanistycznego chaosu ostatnich dwóch dekad, mamy takie „perełki” jak parking przy Kazimierza Wielkiego, Hotel Europeum, Kino Helios. Oczywiście są także – i to nie mało – obiekty ciekawe, dobrze wkomponowane w otoczenie, choćby w okolicach Rynku można takie znaleźć. Niestety sam Rynek, odnowiony dosyć pieczołowicie (ale bez przesady, wiele „zabytkowych” kamienic ma tylko wymalowane fasady, i niewiele z oryginałem wspólnego), pozbawiony został wszelkich, poza piwno-kulinarnymi, przejawów życia. Zniknęły sklepy, księgarnie, usługi – czyli to, co dla runku etymologicznie jest typowe.
Ostatnią (?) wielką inwestycją jest najwyższy w Polsce kompleks biurowo-mieszkalny, Sky Tower. Zlokalizowany w miejscu dawnego biurowca „Poltegor”, u zbiegu ulic Powstańców Śląskich i Wielkiej. Pomysł powstał w szczycie koniunktury w nieruchomościach, tuz przed pęknięciem bańki kredytowej i globalnym kryzysem. Inwestycja była wstrzymana aby w końcu w zmienionej – odchudzonej formie architektonicznej – doczekać się realizacji.
Obiekty architektoniczne nie są tworami wyizolowanymi – wręcz przeciwnie, oddziałują na otoczenie (bliskie i dalekie), a otoczenie oddziałuje na nie. Ważne jest, aby te oddziaływania były zharmonizowane i tworzyły nową – pozytywną – wartość.
Chłodna, pochmurna niedziela pierwszego kwietnia zachęca do spacerów (i to jest mój żart primaaprilisowy), więc wybrałem się na obchód wokół Sky Tower, z aparatem i postanowieniem uwiecznienia, jak ten obiekt komponuje się z najbliższym otoczeniem. Nie komentuję – niech każdy sam oceni, nie opisuję także lokalizacji z których pochodzą zdjęcia – to dla widza ode mnie zagadka.

  
 
 
 

 

  
  

 
 
  

 
 
 
 
 
 
  

 
 

  

 
 
  

 
  dla odmiany – „Galeriowiec”

  

 
 
 
  

 
 
  

 
 
 
 
  

 
 
 
 
 
  
A jeśli komuś nie podoba się dystorsja – pretensje proszę do Pentaksa.

DSAFiTA — „FOTOGRAFIE NAGRODZONE 1945-2012”

Ktoś, kto nas nie zna i opinię swą o nas opiera, to na nielicznych naszych, tu i ówdzie czynionych wpisach, a także nigdy nie potwierdzonych, jakże pełnych niedomówień, nut fałszywych, tudzież szeptów zatrutych, plotkach, sądzić by mógł, że jedyne co robimy, to na jakie wernisaże czy inne iwenty, oferujące wina przednie jako i kulinarne apanaże, chodzimy.
I opina owa, choć źdźbła prawdy nie pozbawiona, krzywdę nam takoż czyni, żeśmy jaki parazyt w powszechnym mniemaniu, czemu odpór tym oto świadectwem dać chcemy.
Jako że vox populi naszej przedniej kompaniji „Dolnośląskie Stowarzyszenie Artystów Fotografików i Twórców Audiowizualnych” zwanej, na chlubny stolec wiceprezesa wyniósł naszą skromna personę, tudzież obowiązkami raczej niż przywilejami obdarzył. W ten oto sposób, gdy szlachetna chwila, sześćdziesięciu pięciu roków godnego towarzystwa nastała, umysliliśmy jaką to ekspozycję wystawną, a jako umyśliliśmy tako i zrobiliśmy:

DSAFiTA — „FOTOGRAFIE NAGRODZONE 1945-2012”

23.3.12–9.4.12
Wystawa
Wernisaż: 23.3.12 (piątek), godz. 18
Dolnośląskie Stowarzyszenie Artystów Fotografików i Twórców Audiowizualnych
Na wystawie eksponowane są prace fotograficzne nagradzane w licznych konkursach oraz pokazywane na krajowych i międzynarodowych wystawach fotograficznych, w których członkowie Dolnośląskiego Stowarzyszenia Artystów Fotografików i Twórców Audiowizualnych brali udział na przestrzeni sześćdziesięciopieciolecia jego nieprzerwanej działalności.
Należy przypomnieć, że jednym z założycieli Stowarzyszenia, a także jego pierwszym prezesem był prof. Witold Romer – znany fotografik oraz odkrywca techniki zwanej „IZOHELIA”. Nazwisko założyciela zobowiązuje członków Stowarzyszenia do twórczego działania oraz nieustannego rozwoju polskiej fotografii.
Na wystawie zobaczymy fotografie m.in. takich polskich twórców jak: Janusz Wojewoda, Andrzej Krynicki, Zbigniew Stokłosa, Andrzej Małyszko, Józefa Weronika Stokłosa, Robert Serba, Ewa Gnus, Piotr Nowak, Jerzy Wiklendt, Jerzy Jaugsch, Ireneusz Gołaj, Jacek Gugulski, Dawid Błaszczyk, Beta Rutańska, Anna Leśniewska, Irena Dębosz, Dorota Janiak-Rothley, Izaak Kaszen, Arkadiusz Cebula, a także twórców zagranicznych – członków
DSAFiTA: Derek Matthew Slattery – Anglik zamieszkały w Szwajcarii, Freddy Mary – Belgia, Kanako Nochi – Japonia.

I z wernisażu fotek kilka:
  
  
  
 
  
  
 
 
 
 
  
 
  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
  

„W pionie, w poziomie, w przestrzeni” we wrocławskich loftach

Wydarzenie artystyczne, które stało się wydarzeniem, zanim się wydarzyło…

Rzecz się miała 14 marca, we Wrocławiu, w pomieszczeniach nie dokończonych jeszcze loftów, powstających w budynku byłej destylarni i magazynów winiarskich braci Wolf z 1896r. („za Niemca”) a następnie spółdzielni „Tricot”. To tutaj Archicom, deweloper budujący lofty, wraz z Art Hotelem, zorganizowali (mecenat) wystawę związanych z Wrocławiem artystów – Małgorzaty Dyrdy–Kujawskiej, Leszka Frydryszaka, Bożeny Grzyb-Jarodzkiej, Renaty Micherdy-Jarodzkiej, Eugeniusza Minciela, Ludwiki Ogorzelec i Urszuli Wilk.
To prawdopodobnie silny mecenat i patronat medialny Gazety wrocławskiej, Radia Ram i TuWroclaw.com spowodował, że o wystawie mówiło się na kilka dni przed wernisażem. W efekcie frekwencja niezwykle dopisała – po Inowrocławskiej i okolicznych ulicach krążyły samochody w poszukiwaniu miejsc parkingowych, ożywione grupki młodzieży ściągały z różnych stron.
Na trzech piętrach przebudowywanego budynku, wśród białych ścian pustych pomieszczeń, wyeksponowano prace.
Najwięcej „działo się” w pokoju z instalacją Ludwiki Ogorzelec – plastikowa pajęczyna wypełniała całą przestrzeń, dzieląc ją poziomą płaszczyzną z licznymi prześwitami, przypominającymi przeręble w lodowej pokrywie. Okazało się to wciągające i inspirujące – głowy wynurzały się z przerębli aby zaraz zniknąć i znów, gdzie indziej, się pojawić. A, że prawie każdy ma aparat fotograficzny lub jakąś jego namiastkę, do czynienia mieliśmy ze spontanicznymi warsztatami atelierowymi, włącznie ze spontaniczną i bardzo fotogeniczną modelką. 
Należy pogratulować organizatorom odwagi i rozmachu. To kolejny przykład niebanalnej prezentacji sztuki, odchodzenia od tradycyjnego wystawiennictwa, dobrze współgrającej z twórczością nowoczesną.
Ci, którzy widzieli moje fotorelacje z wernisaży, zauważyli pewnie, że na zdjęciach pojawia się bohater drugiego planu, znany fotografik i Prezes, z nieodłącznym kieliszkiem wina; tym razem honory czyniła Katarzyna.

  
   
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
   
 
  
 
 
   
  Scena z „Drwala” Witkowskiego?