Męskie Gotowanie Vol. 3 i na razie starczy…

Tym razem przygotujemy potrawę prostą, pożywną i taką, której można zrobić dowolną ilość a nadwyżkę zamrozić. Ponowne podgrzanie nie umniejszy jej wartości – może nawet pogłębi smakowe wyrafinowanie. Jak się pewnie domyślacie – nie jest to bigos.
Potrawa ma mało składników, jest prosta w przyrządzeniu, jednak gotuje się długo – dlatego warto zacząć odpowiednio wcześniej, czyli w przeddzień planowanego spożycia…
Potrzebujemy:
1. fasolę – najlepiej Jasiek 0,5 kg
2. 20 dkg kiełbasy o wyrazistym aromacie, ale nie suszonej (wiejska, swojska, czy jak to tam się nazywa)
3. 20 dkg przyzwoitego parzonego boczku
4. 200 ml koncentratu pomidorowego
5. cebula
6. trzy ząbki czosnku
7. przyprawy: sól, cukier, pieprz, papryka, listek laurowy, goździki, majeranek
  
Let’s start the show!
Fasolę myjemy na sicie lub durszlaku, wybieramy podejrzane – ciemne, z plamami itp – ziarna, wsypujemy do trzy-litrowego garnka i zalewamy wrzątkiem. Po godzinie  odlewamy wodę i ponownie zalewamy wodą zimną – jeśli mamy dobrą wodę w kranie to z kranu, a jeśli nie to źródlaną; w końcu będziemy ją konsumować w potrawie… Tak zostawiamy do dnia następnego.
    
W dzień następny włączamy gaz pod fasolą – musi być słusznie wodą zalana, co oznacza jej uzupełnienie – i gotujemy pod przykryciem. Nie solimy na razie bo pozostałe składniki mogą być wystarczająco słone.
   
Kroimy na plasterki – nie za cienkie, jakieś pół centymetra – kiełbasę oraz boczek w kostkę wielkości dwóch centymetrów (broń boże nie używamy linijki, tylko stare, wierne oko), na gaz wstawiamy patelnię z niewielką ilością oliwy. Na to wrzucamy wędlinę i podsmażamy. Boczek puści trochę tłuszczu, więc się nie przypali. Ale mieszać trzeba podobnie jak fasolę (w wodzie od fasoli może pojawić się pianka – zwana czasem wdzięcznie szumowiną, wystarczy zebrać łyżką i wywalić do zlewu, albo nic nie robić…).
 
A więc mieszamy jedno i drugie a w przerwach obieramy czosnek i cebulę, którą kroimy w kostkę. Gdy wędliny będą przyrumienione – wykładamy na talerz (nie martwmy się, że brudzimy zbędne naczynie, na tym talerzu jeszcze zjemy) pozostawiając tłuszcz w patelni.
Na patelnię wyciskamy wyciskarką czosnek i wrzucamy cebulę i ładnie szklimy.
   
Wędlinkę i cebulę wrzucamy do garnka z fasolą, przyprawiamy nie żałując majeranku, uzupełniamy wodą jeśli trzeba i dalej gotujemy aż fasola zacznie mięknąć. Niestety trwa to i dwie godziny, więc przegryzka w międzyczasie nie jest rzeczą głupią – ale bez przesady, warto zostawić miejsce na tworzone danie.
  
Pamiętajmy o mieszaniu, łatwo jest przypalić ja woda wyparuje.Gdy fasola będzie dochodzić dodajmy koncentrat pomidorowy i jeśli rzecz jest z rzadka – redukujmy bez przykrycia, aż zostanie lekko gęsty sosik. Spotkałem się ze szkołą zagęszczania sosu mąką – jestem przeciwnikiem, można za to dodać trochę gęstej śmietany.
Fasola miękka – danie gotowe, ostatni sznyt – czyli przyprawiamy ostatecznie i wio na talerz – ten z pierwszego aktu.
Według cenionej dosyć szkoły FASOLKĘ PO BRETOŃSKU jemy z białym pieczywem – ja tego nie robię, ale nie abym był przeciw, jest wręcz przeciwnie, jednak resztki przyzwoitości powstrzymują mnie przed nadużywanie pieczywa, które nota bene bardzo lubię…
  
am

2 comments

Dodaj komentarz

Możesz użyć HTML:
<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>