Przywłaszczenie – ćwiczenia praktyczne

Kodeks Karny (KK) stanowi:
„Art. 284. § 1.Kto przywłaszcza sobie cudzą rzecz ruchomą lub prawo majątkowe, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Kto przywłaszcza sobie powierzoną mu rzecz ruchomą, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. § 3. W wypadku mniejszej wagi lub przywłaszczenia rzeczy znalezionej, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.”
Przywłaszczenie często błędnie utożsamiane jest z kradzieżą – dla pokrzywdzonego skutek taki sam (utrata mienia), ale kwalifikacja prawna jest inna. Nie wdając się w zawiłości prawne – przywłaszczyć można jedynie rzecz wcześniej legalnie posiadaną (np. użyczoną, pożyczoną czy znalezioną), a w przypadku kradzieży mamy do czynienia z zaborem mienia.

A teraz przykład praktyczny, z życia wzięty i zupełnie jeszcze świeży, do tego stopnia, że nie jest nam jeszcze wynik sprawy znany. Wprawdzie z okoliczności wywieść można ów wynik i nie będzie on dla pokrzywdzonego zbyt korzystny, jako że szanse ustalenia sprawcy, a co za tym idzie doprowadzenia do występku ukarania oraz co nie mniej ważne – naprawienia krzywdy, czy to w postaci zwrotu przywłaszczonego mienia czy odpowiedniej materialnej rekompensaty, nie są zbyt duże. Jednakowoż nie finał sprawy jest przedmiotem naszych dywagacji, a sam przypadek inkryminowanego działania i tak przy okazji nad kondycją naszego społeczeństwa (nic osobistego, jedynie socjologiczne zainteresowanie) refleksja.

Moja córka, powiedzmy o wdzięcznym imieniu K. weszła właśnie w strefę pełnoletności – ważny ten moment w życiu młodego człowieka świętuje się, nie jak dawniej bywało na domowych osiemnastkach, ale w klubie. Na ogół kilkoro znajomych mających osiemnaste urodziny w podobnym terminie składa się – choć w praktyce płacą ich rodzice – i wynajmuje klub na zamkniętą imprezę. Gości – zapraszanych przez jubilatów – może być nawet kilkuset. Dwa dni temu K., która swoją imprezę już odbyła, została zaproszona przez koleżankę do klubu w centrum Wrocławia. Aby zapewnić jej bezpieczny powrót umówiliśmy się, że pod klub na koniec imprezy przyjadę. Tak też się stało, jednak gdy dzwoniłem, że już jestem, usłyszałem komunikat o niedostępności abonenta – nie byłem zaniepokojony a raczej zirytowany, w klubach często nie ma zasięgu, więc jak umawiamy się na godzinę, K. powinna zadbać o łączność. Jednak po chwili córka dzwoni i zdenerwowanym głosem mówi, ze już czeka. Gdy podchodzę, widzę, że coś się stało, jest zapłakana i roztrzęsiona – mówi że zgubiła telefon i dzwoniła od koleżanki, telefon mógł wypaść z kieszeni podczas tańca, mógł być także „wyciągnięty”. K. dała ogłoszenie przez didżeja z prośbą o zwrot – jeśli ktoś znalazł,  po pewnym czasie zwrócił się do niej pracownik klubu (nazwijmy go umownie ochroniarzem) z informacją, że ktoś ma ten telefon i jest skłonny oddać za 100 złotych znaleźnego. K. nie miała takiej kwoty ale także nie miała zamiaru płacić za zwrot telefonu, o którym nie można powiedzieć, ze został zgubiony – w końcu to określone pomieszczenie, zamknięta impreza i nawet jeśli wypadł z kieszeni to szukała go w całym lokalu i znalazłaby, gdyby ktoś go nie wziął, poza tym, po ogłoszeniu o zgubie nikt nie może powiedzieć, że właściciel nie jest „tu i teraz” znany. Zdziwiła ją także postawa ochroniarza, który podjął się takiej dwuznacznej misji za – jak twierdził – obietnicę 10 złotych w przypadku powodzenia transakcji! Raczej oczekiwałaby, że w imię dobrze rozumianej satysfakcji klientów oraz zwykłej uczciwości ochroniarz zabierze telefon – mając do dyspozycji kilka przynajmniej argumentów, takich jak postura zapaśnika, czy ostatecznie groźba powiadomienia policji – i po prostu go zwróci, a nie będzie współpracował w tak wątpliwym i nie przynoszącym chwały przedsięwzięciu. Córka poprosiła ochroniarza, aby przekazał, iż ma tylko kilka złotych, więc albo niech ów tajemniczy „znalazca” odda telefon albo ostatecznie samą kartę SIM. Ten po jakichś tajemniczych konsultacjach – K. próbowała śledzić go, ale zniknął w pomieszczeniach służbowych – wrócił i oświadczył, że bez pieniędzy nic nie da się zrobić.
Tyle córki opowieści – mnie ta bezczelność i tandetność postępowania zarówno „znalazcy” jak i pracownika klubu nastroiły do walki, wróciliśmy więc do klubu i próbowałem rozmówić z „posłańcem”, który wprawdzie potwierdził wydarzenia włącznie z własną, nie chlubną przecież rolą, a na moje dociekania, czy nie czuje, że jego postępowanie nie jest właściwe, nie tylko z punktu widzenia zwykłej przyzwoitości, ale także służbowego w końcu obowiązku dbania o bezpieczeństwo gości (w tym mienia ich także), wzruszył ramionami i stwierdził, że to nie jego sprawa, ale która to próba nie przyniosła żadnych rezultatów – groźba wezwania policji nie wywarła wrażenia.
Telefon alarmowy 112 odezwał się prawie natychmiast – przedstawiłem siebie i swoją sprawę, przy okazji zostałem uświadomiony, iż mowa jest co najwyżej o przywłaszczeniu, w żadnym wypadku o kradzieży, z czym oczywiście zgodzić się trzeba – i dyżurny policjant wysłał radiowóz. Czekaliśmy z K. najwyżej 20 minut i zjawił się trzyosobowy patrol policji, poprosili o dokumenty, przyjęli powiadomienie, sporządzili notatkę, następnie weszliśmy do klubu, gdzie także wylegitymowali i przepytali ochroniarza, który potwierdził naszą wersję (tutaj należy jednak podkreślić rzecz raczej niecodzienną, że ów pracownik klubu, zamiast wyprzeć się wszystkiego, jak jest w polskim obyczaju, spokojnie przyznał, że jak zeznaliśmy – tak było).
Po powrocie do domu jeszcze tylko blokada połączeń wychodzących – wprawdzie telefon wydaje się być wyłączony a aktywacja wymaga znajomości kodu PIN – aby zapobiec wykorzystaniu mojego abonamentu.
Następnego dnia, zgodnie z instrukcją panów z patrolu, pojechaliśmy z K. na właściwy komisariat policji aby złożyć oficjalne zawiadomienie, zeznania i przedstawić dokumenty potwierdzające tytuł prawny do telefonu. Procedura przebiegła sprawnie i trwała nie całą godzinę – zachowanie ochroniarza ( zarówno fakt iż podjął się dwuznacznego pośrednictwa, zamiast zakończyć sprawę jednym stanowczym działaniem jak i to, że opowiadał o swej roli bez cienia wstydu czy jakiejkolwiek etycznej refleksji) także tutaj wzbudziło lekkie zdziwienie, aby nie powiedzieć – rozbawienie.
Oczywiście szanse na odzyskanie telefonu lub ustalenie sprawcy są nikłe – po co więc to całe zamieszanie? Na początku wspomniałem, że dla mnie sprawa ma charakter podwójny – po pierwsze drobna przestępczość, często nie rozpoznawana przez sprawców jako czyn penalizowany, a raczej rodzaj sprytu, cwaniactwa, najwyżej ocenie moralnej się poddający, zaczyna przybierać rozmiary plagi społecznej (czemu tak jest to temat na obszerny esej), co musi budzić niepokój i protesty, a po drugie pasywność społeczna wciąż się pogłębia, pasywność polegająca i na tym, że ignorujemy drobne wykroczenia, przechodzimy nad nimi jak nad pewną, wpisaną w społeczne życie, uciążliwością. Jest taka postawa jednak, równie jak owe wykroczenia, naganna i w skutek akceptacji, braku reakcji, nie tyko bezpośredniej, na co nie każdemu staje odwagi, ale choćby przez zgłoszenie właściwym organom, konserwuje patologię i w konsekwencji stymuluje do wzrostu.
Na tym nasz praktyczny przykład z dziedziny prawa karnego (jeśli przywłaszczenie dotyczy mienia o wartości powyżej 250 złotych, to już nie jest to wykroczenie) możemy zakończyć. To, że jeszcze jakieś ogólne wysnuliśmy refleksje – to sprawa stylu i w pewien sposób osobistego stosunku do omawianego wydarzenia…

Wrocław 20.10.2010

EPILOG
Po kilku dniach zadzwoniłem do klubu, bo koleżanka koleżanki K., która była dłużej na rzeczonej imprezie przekazała, ze telefon prawdopodobnie się znalazł. Za pierwszą rozmową wiadomość się nie potwierdziła, w klubie nic nie wiedzieli ale poprosili aby zadzwonić za dzień – dwa ponownie, gdy zadzwoniłem więc powiedziano mi, iż telefon rzeczywiście jest, czeka na odebranie. Pojechałem, a że byłem ciekaw jak to możliwe że się odnalazł – spytałem. „Następnego dnia osoba, która (mówiąc eufemistycznie – przypis mój), znalazła aparat, przyszła do klubu spytać, czy właścicielka nie jest skłonna pertraktować. Ochrona zabrała owemu osobnikowi telefon” – relacja obsługi.
Pozostało jeszcze zgłosić na policji fakt odzyskania i sprawa zakończona – co ciekawe jednak, mój wcześniejszy sceptycyzm okazał się przedwczesny, co ze skruchą przyznaję…

Wrocław 24.02.2010

One comment

Dodaj komentarz

Możesz użyć HTML:
<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>